Gdzie dzień jest wieczną nocą – ,,Yumi i Malarz Koszmarów”
Written by Julita Gawęcka on 22 listopada 2024
Książka Brandona Sandersona pt. ,,Yumi i malarz koszmarów” to tytuł, do którego przez długi czas nie mogłam się zabrać. Długo kurzyła się na mojej półce, aż do momentu kiedy postanowiłam się zmusić i przeczytać ją w całości.
Historia rozgrywa się w dwóch całkowicie różnych od siebie światach. Jedynym skąpanym w wiecznej nocy i drugim, w którym słońce wypala swym żarem całą ziemię. Za sprawą niezwykłego połączenia dwójka całkowicie od siebie różnych bohaterów zostaje połączona. Zaczynają się uczyć o dla siebie obcych światach i tych należących do nich samych.
Główni bohaterowie już od samego początku mi się spodobali. Choć każdy z nich był inny, to po dłuższym poznaniu ukazywali swoje podobieństwa. Przez całą historię czytelnik jest świadkiem rozwijającej się miedzy bohaterami więzi i przemiany, która zachodzi w każdym z nich. Zostało to napisane w naturalny i przyjemny sposób. Pojawiły się momenty, w których byłam w stanie utożsamić się z postaciami i poczuć wszystko to, co one czują.
Wielokrotnie w trakcie czytania spotkałam się z sytuacjami, gdzie decyzje bohaterów wywoływały we mnie irytację oraz zażenowanie. Nie mogłam jednak mieć tego za złe ani im, ani nawet autorowi. Po trafieniu do innego świata żadne z nich nie rozumiało, jak funkcjonuje to należące do tego drugiego. Zwyczaje, zasady oraz kultura były całkowicie inne i coś, co było w jednym normalne, w drugim było nie do pomyślenia.
Ku mojemu zaskoczeniu, najbardziej spodobała mi się postać narratora, która opowiadała całą fabułę, okazjonalnie przeplatając ją swoimi historiami z życia. Sanderson przedstawił go w taki sposób, że co chwilę wypatrywałam, aż się ujawni i wtrąci coś o sobie. Czytając miałam nieodparte wrażenie, że stoi on tuż obok mnie i słyszę jego szepczący do ucha głos. Po raz pierwszy spotkałam się z takim odczuciem czytając jakąkolwiek książkę, było to niezwykłe doświadczenie.
Przez ostatnie kilkadziesiąt stron fabuła zaczęła pędzić na łeb na szyję, przez co można było mieć wrażenie, że autor nagle przypomniał sobie, ile ma tekstu i musi skończyć książkę. Czytając tę końcówkę, poczułam ogromny niedosyt bo wiem, że można było wyciągnąć z tej historii jeszcze dużo więcej.
Mimo tych kilku wad książka bardzo mi się spodobała i serdecznie ją polecam każdemu miłośnikowi fantastyki.
/fot. Redakcja