„Dla dobra uczniów”
Written by Redakcja on 30 kwietnia 2019
Opinia publiczna jest coraz bardziej zaniepokojona wydarzeniami, które obiegają cały kraj. Burza w mediach, burza w internecie, informacja wymieszana z dezinformacją do tego stopnia że ciężko było by to odkręcić. Coś jak gdy do wody dosypiemy soli, niby można by tę wodę odparować aby pozostała sama sól, ale mimo to już nigdy nie spojrzymy na nią takim samym wzrokiem jak na tę, którą z uśmiechem posolimy wiosennego pomidora do śniadania. Rodzice są zrozpaczeni, wręcz płaczą nad losem swoich biednych pociech. Dzieci, jak to dzieci, najmłodsze się cieszą że wolne, te trochę starsze czasami zastanawiają się czy to aby na pewno wszystko jest dla ich dobra. Ósmoklasiści i gimnazjaliści odczuwają lekki niepokój. Maturzyści którzy za chwilę mają napisać swoje egzaminy, decydujące w większym bądź mniejszym stopniu o ich przyszłości, odczuwając znacznie większy niepokój niż młodsi koledzy udają się po odbiór świadectw by móc przystąpić do egzaminu dojrzałości, i… Nie otrzymują ich. Nie otrzymują ich, bo w odpowiednich terminach nie odbyły się rady klasyfikacyjne. Nie otrzymują ich, bo nauczyciele nie wypełnili swoich obowiązków. Nie otrzymują ich, i nikt nie chce się z tego wytłumaczyć. A nawet jeżeli nieliczni świadectwa otrzymają, to i tak nie mają się z czego cieszyć, bo przecież aby odbyły się matury trzeba by skompletować komisje egzaminacyjne, a kto w nich zasiądzie skoro osoby które naturalnie powinny się tym zająć odmawiają współpracy. Nie ma egzaminów ósmoklasisty i gimnazjalnych, więc nie ma naboru do szkół średnich. Nie ma matur, więc nie ma naboru na studia. Jedyna rzecz jaka jest, to pewnego rodzaju dziura w systemie szkolnictwa, czarna dziura, która pochłania tych, którzy chcą kontynuować edukację na kolejnych szczeblach. Powstaje ogólny chaos w szkolnictwie. Istnieje możliwość, że przez nieprzyjemne doświadczenia, osoby których dotknął strajk już nie wrócą na ścieżkę dalszego pogłębiania swojej wiedzy i umiejętności.
To jest oczywiście najczarniejszy scenariusz. Wyprzedza go chyba jedynie ten, gdy rozwścieczony tłum rusza z pochodniami na nauczycieli, lub na Ministerstwo Edukacji Narodowej, w zależności od reprezentowanego poglądu. Ale wydaje mi się, że obie wizje pozostaną jedynie wizjami. Nie możliwe jest to, aby w cywilizowanym kraju takie sceny miały miejsce.
Ale po czyjej stanąć stronie? Po stronie strajkujących nauczycieli, czy rządu? Mam 22 lata, więc jeśli przeprowadzimy szybką kalkulację, to wyjdzie że około osiemdziesięciu procent swojego życia spędziłem w szkole, więc miałem czas aby wyrobić sobie swoje zdanie. Do tego sądzę, iż traktowanie uczniów jako tych, których strajk ten nie dotyczy, jest krzywdzące. Przecież to właśnie o uczniów chodzi. Ale to nie poprzez strajk dobro uczniów ma wrócić na piedestał, choć prezentowane jest jako to dobro, które zostało poprzez władzę, czyli niekorzystne reformy szkolnictwa, z tego piedestału strącone. Powiedzmy sobie wprost. Strajk jest tylko narzędziem w rękach nauczycieli, którzy wykorzystują go do osiągnięcia swoich celów. Wszelkie wzniosłe słowa, że to dla dobra młodego pokolenia są najzwyczajniej bzdurą. Pamiętać trzeba, że przez to całe zamieszanie niektóre egzaminy już się nie odbyły. Gdzie tutaj było dobro ucznia?
Nauczyciele żądają podwyżek, bo jak mówią, bardzo ciężko pracują. I nie sposób jest się nie zgodzić że praca z młodzieżą do najlżejszych nie należy, ale nie popadajmy w skrajności. Często pojawia się argument, że inne zawody zarabiają więcej, a nie mają tak wymagającego zajęcia, tylko nikt nie chce podać przykładów. Faktycznie, często ludzie mający niższe wykształcenie zarabiają więcej pieniędzy, ale są to często zawody które wymagają zaangażowania fizycznego, oraz posiadają podwyższone ryzyko, czy warunki szkodzące zdrowiu jak na przykład górnicy, więc ta wyższa pensja w moim mniemaniu im się w stu procentach należy. Poza tym, czy tak naprawdę z płacą wśród belfrów jest tak źle? A co z godzinami korepetycji, za które płaci się czasami ogromne pieniądze? A pamiętać należy, że są to kwoty które nie podlegają opodatkowaniu, bo przecież nie otrzymujemy żadnego paragonu za wykonanie usługi. A to czy nauczyciel naprawdę powtarza materiał z uczniem, pomaga mu, czy tylko karze robić zadanie a sam zajmuje się swoimi sprawami to już zupełnie inna rzecz. Czy nie lepiej w takim razie zadanie zrobić w domu, a za zaoszczędzone pieniądze kupić coś sobie? Nie twierdzę że wszyscy nauczyciele tak robią, aczkolwiek miałem osobiście takie doświadczenie. Bardzo szybko zrezygnowałem z tych lekcji, ale pieniędzy nikt mi nie zwrócił, tak samo jak zmarnowanego czasu.
Bardzo dużo się słyszy o tym, że praca nauczyciela odbija się na życiu prywatnym. A co w takim razie ma powiedzieć lekarz po długiej i skomplikowanej operacji? Policjant po interwencji? Czy strażak lub żołnierz, który na własne oczy widzi krew i śmierć? Nie posiadanie życia prywatnego, to kwestia organizacji pracy. Nie twierdzę że taka praca nie jest uciążliwa, ale wszystko da się zaplanować. Znam nauczyciela, który prace klasowe sprawdzał jeszcze na tych samych zajęciach, na których były one pisane. Pomagali mu sami uczniowie, licząc sobie wzajemnie punkty. Czyli wszystko można zorganizować. To oczywiste że nie zawsze tak się da, czasami trzeba posprawdzać prace w domu. Ale przecież to jest specyfika pracy nauczyciela. Jeśli ktoś na taki zawód się decyduje, powinien o tym wiedzieć.
Największym problemem całej tej burzy jest to, że najgłośniej swoje postulaty wykrzykują ci, którzy robią najmniej. Jakże często spotykałem się z tym, że nauczyciel po prostu podczas zajęć zajmował się swoim własnym życiem. Nie dziwnym jest więc, że potem pracę musi zabrać do domu. Malowanie paznokci, granie w gry, prywatne rozmowy telefoniczne, przeglądanie internetu, załatwianie swoich spraw zamiast prowadzić zajęcia jest normą. Normą która już dawno wymknęła się poza przyjęte normy.
Tydzień temu przechodziłem koło szkoły w Bliżynie, do której uczęszczałem. Obecnie zajęcia nie są tam prowadzone. Jest strajk. Nauczycieli za to widuję jak spacerują, wstawiają zdjęcia z wypoczynków czy imprez, po prostu korzystają z wolnego z racji nie odbywających się zajęć. A pamiętajmy że pojawiają się postulaty, jakoby strona rządowa miała wypłacić pensje nie wykonującym obecnie swoich obowiązków nauczycielom, co oburza opinie publiczną. Widać to między innymi po komentarzach na różnych forach w internecie. Bo gdzie jest tak dobrze żeby za dodatkowy miesiąc wolnego, oraz nie wykonywania obowiązków w pracy jeszcze mieli zapłacić?
Wszystko zaczęło się 8 kwietnia, kiedy to strajk został ogłoszony. Pamiętam jak zadzwoniła do mnie moja siostra, i powiedziała że dostała oficjalną karteczkę na której było napisane aby do szkoły nie przychodzić. Na początku się śmiała i cieszyła, ale szybko zrozumiała że za chwilę egzamin, no i jeszcze trzeba by poprawić parę ocen. Miała już nawet umówione terminy na poprawy, tylko że z racji strajku nikt na nie nie przyszedł.
Kiedy rozmawiałem ze znanymi mi nauczycielami, to czasami słyszę że oni już najchętniej przestali by strajkować, i wrócili by do pracy, tylko że tak głupio skoro inni dalej strajkują. Najzwyczajniej w świecie nie chcą zostać łamistrajkami, i być wytykani placami. I w pewien sposób ich rozumiem, głupio tak wyłamać się, kiedy koleżanki i koledzy dalej wspinają się po barykadach. Chyba że już większość by chciała końca, tylko nikt o tym nie mówi? Przechadzając się po Kielcach obecnie można zauważyć bardzo wiele transparentów mówiących o strajku. Nawet wczoraj widziałem wielki transparent dwie ulice dalej, obok mojego miejsca zamieszkania. Ile na to poszło już pieniędzy?
A czy praca nauczyciela jest straszna? Tak. Czasami. Czasami, kiedy nie radzi on sobie z młodzieżą. Kiedy daje sobie wejść na głowę. Kiedy spotyka się z groźbami od uczniów, bo takie sytuacje też się zdarzają. Tylko że to wszystko będzie się zdarzać. Sam doświadczyłem tego, że u jednego nauczyciela na zajęciach był zawsze spokój, a u innego nie dało się prowadzić zajęć, bo uczniowie poczuli krew. Poczuli że ten nauczyciel sobie pozwala na takie zachowanie. Czasami jest to zwykłe chamstwo i brak wychowania młodzieży, ale młodzież trzeba kierunkować, wpływać na ich zachowanie, i od tego są właśnie nauczyciele. Tylko że na nic to nie wpływa, jeśli nikt przed nauczycielem nie czuje respektu. Do tego dochodzi niekompetencja, gdyż czasami nauczyciel posiada materiały sprzed wojny z których dalej naucza, i problem gotowy. Więc czy żądanie większej płacy za czasami kiepsko wykonywaną robotę jest w porządku? Jeżeli ktoś naprawdę zasługuje na podwyżkę, to powinien ją dostać, zważywszy na fakty które przedstawiłem odnośnie trudu pracy, ale jeśli ktoś wykonuje pracę nauczyciela widząc tylko swoje potrzeby, a najgłośniej krzyczy powołując się na dobro dzieci, to chyba coś jest nie tak. A niestety tak jest znacznie częściej.