Scyzoryki w Łodzi, czyli czy Łodzianie potrafią zrozumieć kieleckie regionalizmy?
Written by Redakcja on 2 października 2024
Kiedy mówimy komuś, że idziemy na bazary, robimy to automatycznie. Nie bierzemy nawet pod uwagę, że ktoś mógłby nie zrozumieć, co mamy na myśli. Mimo że w obrębie całego naszego kraju posługujemy się tym samym językiem, zdarzają się słowa, których nie spotkamy w innych rejonach Polski. Czy kieleckie regionalizmy mogą zostać zrozumiane przez osoby z innego miasta?
– Scyzoryk… Może to osoba, która mieszka w USA? – odpowiada niepewnie jeden z ankietowanych. Kręcę głową, więc mężczyzna próbuje raz jeszcze: – Złodziej?
Kiedy słyszymy o regionalizmach, mimowolnie myślimy o poznańskich pyrach czy krakowskim jarzyniaku. Słowo „gwara” kojarzy się ze znanym z „Wesela” Wyspiańskiego mazurzeniem. Łączymy je z obrazem podmiejskich wsi czy górzystymi terenami. Rzadko zdajemy sobie sprawę, że Kielce również obfitują w charakterystyczne dla siebie słowa i wyrażenia.
– Spośród słów pochodzących z województwa świętokrzyskiego, nikt nigdy nie wie, co to jest „garus„ – mówi jedna z kieleckich studentek. Okazuje się, że to określenie na zupę owocową podawaną z okraszonymi ziemniakami. Innym kulinarnym regionalizmem są również „goły” – tradycyjne kieleckie kluski ziemniaczane.
Czy mieszkańcy innych miast byliby w stanie zrozumieć, co znaczą niektóre kieleckie regionalizmy? Z pomocą Kielczan udaje mi się wyodrębnić osiem charakterystycznych dla naszego regionu słów. Pakuję więc listę i udaję się do stolicy sąsiadującego województwa – Łodzi.
Na pierwszym miejscu figuruje lokalne określenie mieszkańca Kielc – Scyzoryk. Nikomu nie udaje się jednak dojść do prawdziwego znaczenia tego słowa.
– Nie wiem, członek rodziny? Ktoś fałszywy? – próbuje zgadnąć mieszkanka Łodzi – A może jakiś kanar? – odpowiada kolejna osoba, nie ukrywając przy tym konsternacji.
Większość Łodzian nie widzi różnicy między strugaczką a obieraczką. Niektórzy po delikatnej podpowiedzi odpowiadają prawidłowo – „Temperówka!”. Nie zabrakło jednak również innych opcji – od szkolnego cyrkla, poprzez różnego rodzaju noże i nożyczki, aż do potężnego pługu rolniczego.
Przyznaję, że słowo „guguły” sprawiło kłopoty również mnie.
Dowiaduję się, że nazywane są w ten sposób niedojrzałe owoce: – U mnie mówi się tak głównie na zielone truskawki – tłumaczy mi osoba zamieszkująca województwo świętokrzyskie. Mieszkańcy Łodzi natomiast zgodnie przypuszczali, że może chodzić o jakieś kulinaria.
– Teoretycznie można je jeść, ale lepiej się powstrzymać – podpowiadam.
– Słodycze? Zgniłe jajka? – padają kolejno różnorodne odpowiedzi.
„Zrywka” jest często błędnie definiowana jako „coś spontanicznego”. Kiedy jednak tłumaczę, że chodzi o łódzką foliówkę, to ankietowani kiwają głową ze zrozumieniem, jak gdyby przez cały ten czas znali poprawną opcję.
Najlepiej Łodzianie poradzili sobie ze słowem „cherlać„. Niektóre osoby zastępują tak popularniejsze słowo „kasłać”, łatwo jest je spotkać również w wielu pobliskich miejscowościach. Również „copka” nie stanowiła dużego wyzwania, a po dłuższym zastanowieniu na pytanie o „bazary” większość ankietowanych odpowiadała słowem „rynek”.