II Marsz Równości w Kielcach i realia tęczowego aktywizmu – rozmowa z Barbarą Biskup i Arturem Staweckim.
Written by Redakcja on 16 czerwca 2022
Z okazji trwającego miesiąca dumy LGBTQ+ oraz II Marszu Równości w Kielcach, który odbędzie się już 9 lipca o godzinie 14:00, spotkałam się z jego współorganizatorami, przedstawicielami Stowarzyszenia Prowincja Równości – Basią Biskup i Arturem Staweckim. Porozmawialiśmy o pierwszym Marszu Równości w Kielcach, sytuacji tęczowych aktywistów w naszym mieście oraz planach na nadchodzące wydarzenia, do których należy nie tylko Marsz, ale też seria spotkań w poprzedzającym go tygodniu.
Natalia Wawrzaszek: Mimo że Marsze Równości w Polsce nie są czymś nowym, to pierwszy, który odbył się w Kielcach trzy lata temu, nie został tu przyjęty z otwartymi rękami.
Barbara Biskup: Niestety nie. Spodziewaliśmy się, że wywoła dyskusje i że będą one słabej jakości z uwagi na to, że w Polsce ciężko o merytoryczną dyskusję na temat praw osób LGBTQ+. Spodziewaliśmy się też, że opór będą stawiać środowiska radykalne. Natomiast nie byliśmy do końca przygotowani na to, że prezydent miasta Kielce wystraszy się naszej inicjatywy. Swoją decyzję o niewydaniu zgody na marsz uzasadniał wtedy tym, że nie miał nic przeciwko tęczowym osobom, ale bał się o bezpieczeństwo w mieście, obawiał się, że dojdzie do jakiejś tragedii.
Z naszej perspektywy ważne było to, żeby to właśnie pan prezydent i miasto zapewnili nam bezpieczeństwo, dlatego że odpowiedzialność za taką sytuację powinna spoczywać na agresywnych bojówkach chuligańskich, a nie osobach, które planują pokojową demonstrację. Strasznie nas to irytowało, że nacisk jest znowu na nas, że to my robimy problem, a nie osoby, które są agresywne i niebezpieczne. Nie było to łatwe, ale poszliśmy do sądu i ostatecznie wywalczyliśmy prawo do tej demonstracji, między innymi dzięki pomocy pani adwokat, która zdecydowała się reprezentować nas pro bono.
NW: I jak ostatecznie wyglądał Marsz pod względem bezpieczeństwa?
BB: Przed Marszem zostało zgłoszonych dużo kontrmanifestacji. Robiło to wrażenie zarówno na Centrum Dowodzenia Kryzysowego, na policji, na władzach, jak i na nas. Jednak okazało się, że tych ludzi w ogóle nie było, nie było kontrmanifestacji, które się liczyły. Natomiast było bardzo dużo komentarzy przed Marszem, które robiły taką atmosferę zastraszenia wokół nas. Nawet doszło do spotkania z najbardziej zaangażowaną w blokowanie Marszu grupą. Dla mnie to było bardzo dziwne spotkanie, bo to były osoby prawie w wieku moich rodziców, bardzo przywiązane do Kościoła. Ci ludzie nie byli w stanie nam wykrzyczeć tych rzeczy, które w internecie o nas pisano. Chcieli tylko, żeby wszystko było jak dawniej, zgodnie z tradycją. Tłumaczyli się tym, że boją się tego, kim albo czym jesteśmy. Siedliśmy naprzeciwko nich, spojrzeliśmy im w oczy i powiedzieliśmy, że przecież to jesteśmy my, zapytaliśmy „Czy naprawdę jest się czego bać?” To miał być przecież zwykły przemarsz zwykłych ludzi. Nie przemówiło to do tych osób. Już w tamtym momencie zbierano zresztą podpisy w kościołach pod bardzo okrutnym pismem.
NW: Jak myślisz, dlaczego istnieje aż taki opór właśnie ze strony osób starszych i ściśle związanych z kościołem katolickim?
BB: To jest strach, ale też niewiedza, nieznajomość pojęć, która zresztą jest cynicznie wykorzystywana. Są osoby, które są fundamentalistycznymi aktywistami, aktywistkami, które mają przemyślaną strategię. To jest strategia polityczna, nastawiona na to, żeby grupę ludzi wykluczyć, żeby zablokować, żeby wywołać w reszcie społeczeństwa strach. Ta strategia opiera się bardzo mocno na języku, bo przestraszyć masę ludzi jakąś „ideologią”, jakimś zagrożeniem, jest niestety bardzo łatwo. I przebić się do emocji tych ludzi, którzy nasiąknęli tym językiem i boją się, że jakaś neomarksistowska ideologia wyprała nam mózgi, jest prawie niemożliwe. Zastanawialiśmy się kiedyś, czy te osoby naprawdę wierzą w to, że rzekomo każdy gej to pedofil, że jesteśmy odstępstwem od natury. Bardzo chcielibyśmy pokazać im drugą stronę, pokazać im zwyczajność naszego życia, zwyczajność naszych potrzeb i zwyczajność naszych żądań. Natomiast jeśli ktoś jest tak mocno bombardowany ze strony organizacji fundamentalistycznych taką, a nie inną narracją, to w zasadzie samo to, że my pojawimy się na takim spotkaniu albo pomachamy do nich ze zdjęcia w gazecie, absolutnie ich nie przekonuje. I to jest największy ból, że po części rzeczywiście istnieje brak edukacji, ale też różne grupy polityczne i Kościół wykorzystują cały szereg zabiegów manipulujących emocjami, żeby straszyć ludzi osobami tęczowymi. To dzieje się nie tylko w Polsce. Rozmawiamy z osobami tęczowymi, aktywistami z innych krajów i ta sama strategia była wykorzystywana też m.in. w Europie Zachodniej i USA. Można temu przeciwstawiać. Można powiedzieć „jestem gejem, a to jest mój chłopak, którego kocham.” Ale Ile razy można to powtarzać? Ile razy możesz próbować dostać się do ludzi, zderzając się z kompletną ścianą, blokadą i po pewnym czasie już tylko nienawiścią?
To jest też kwestia systemowa. Nie mamy edukacji seksualnej w szkołach. Mamy bardzo niewielu pedagogów, którzy wprost wspierają tęczową młodzież, bo się boją. Szczególnie w kontekście ministra Czarnka nauczyciele boją się w szkole rozmawiać na ten temat. Brakuje akcji afirmatywnych na uczelni. W naszej przestrzeni, w naszym kraju prawie nic nie ma, czego sobie sami nie wywalczymy. To my wywieszamy tęczowe flagi, chodzimy na protesty. To jest bardzo wypalające. W kwestii tej nienawiści, ale też w kwestii argumentów, przez które opadają ci ręce. W końcu jesteśmy osobami racjonalnymi, nie kierujemy się tylko emocjami. Wiele lat terapii, dochodzenia ze swoją rodziną do ładu, czytanie mnóstwa rzeczy na temat orientacji psychoseksualnej, rozmowy z psychoterapeutami, seksuologami na ten temat… Masz cały ten pakiet doświadczeń i nagle staje przed tobą osoba, która mówi: „jesteś ideologią”. My teraz po czasie już się z tego śmiejemy, ale nam nie było do śmiechu, kiedy na tej petycji podpisywanej w kościołach było napisane, że jesteśmy planem Himmlera dla Polski. Cały czas do tego wracamy, bo to było strasznie absurdalne. Że geje to tajny plan nazistowski, który ma doprowadzić do zagłady narodu polskiego i że tak naprawdę promujemy totalitaryzm. Nie wierzyliśmy, że coś takiego promowane było w kościołach i księża, którzy też są przecież wykształceni, zachęcali ludzi, by się pod tym podpisywali.
Jedno z najgorszych doświadczeń osób, które poszły do sądu walczyć o nasz Marsz, było to, że przedstawicielka grupy fundamentalistycznej w sądzie, instancji prawa, była w stanie przy wszystkich obecnych użyć z pełnym przekonaniem argumentu o tym, że rzekomo jesteśmy tajnym planem Himmlera. Fakt, że siedzisz i słuchasz tej wypowiedzi, bo sąd musi w pełni wysłuchać tej strony, to naprawdę okropne przeżycie.
Artur Stawecki: Prawie zmieszali nas z błotem. Ja nie wytrzymałem. Nieczęsto płaczę, ale te oskarżenia poruszyły mnie na tyle mocno, że musiałem wyjść z sali. Ostatecznie wygraliśmy tę sprawę i radna została ukarana naganą za naruszenie etyki radcowskiej, przekroczenie jakichkolwiek standardów w próbie obalenia Marszu. Wyrok oficjalnie dostaliśmy dopiero w maju tego roku, po trzech latach od założenia sprawy.
NW: Mimo ilości nienawiści skierowanej w stronę osób tęczowych, a w szczególności tęczowych aktywistów, dalej działacie. Organizujecie pikniki Integracyjne, rozmowy ze specjalistami, spotkania z Odetchnij, jesteś u siebie…
BB: Największa ilość złości i nienawiści spada na nas, kiedy wychodzimy na zewnątrz, czyli kiedy robimy cokolwiek w przestrzeni publicznej. Dobrym tego przykładem są regularnie krytykowane, hejtowane i niszczone tęczowe ławeczki. Tak naprawdę każda tęcza w przestrzeni publicznej budzi ogromne sprzeciwy i oburzenie. Natomiast to, co robimy dla naszej grupy, nie wywołuje kontrowersji, bo poza osobami LGBTQ+ ludzie w ogóle się tym nie interesują tak długo, jak nie próbujemy robić zajęć w szkole. A z naszej perspektywy, to właśnie to młode pokolenie potrzebuje dużo wsparcia, żeby poradzić sobie z tą atmosferą strachu i nienawiści. Nawiązujemy kontakt z nauczycielkami, które są nam przyjazne, ale to wszystko dzieje się w atmosferze wielkiej konspiry. Bardzo mnie to drażni. To bardzo męczące emocjonalnie, ciągle musieć się ukrywać z rzeczami, które z mojej perspektywy kompletnie nie są kontrowersyjne. Chcemy porozmawiać z dzieciakami w szkole o tym, jak dbać o swoje własne emocje, jak wspierać się nawzajem, jak być dobrym sojusznikiem, sojuszniczką. To są normalne rzeczy, natomiast atmosfera tego, że to jest w ogóle niemile widziane, sprawia, że się wypalamy. Edukacyjnie robimy sporo rzeczy skierowanych do naszej społeczności, ale też staramy się wychodzić dalej. Zwykle, niestety, jako Prowincja Równości wiemy, że mamy zamknięte drzwi, więc się nie przebijemy. Natomiast jako konkretne osoby staramy się przy różnych warsztatach związanych z różnorodnością rozmawiać o tych tematach, dlatego że wiemy, że są one jednym z aspektów tego, że jesteśmy różni. Czasem nawet nie my musimy tego tematu poruszać, bo dzieciaki same to robią, mówiąc o tym, jakie grupy są w Polsce dyskryminowane. Tylko ciężko jest działać i robić fajne rzeczy w atmosferze ciągłego terroru.
Często jeśli organizujemy takie spotkania typowo dla osób LGBTQ+ wiemy też od ludzi, że boją się przyjść, bo boją się, że od razu będą musieli się outować, albo że wszyscy będą wiedzieć o ich przynależności do społeczności, dlatego też staramy się poszerzyć tę grupę. Zapraszamy tak naprawdę każdą osobę, która jest nam przyjazna. I na Facebooku Odetchnij, jesteś u siebie publikujemy odezwę, „hej, wpadajcie, nie robimy żadnych super skomplikowanych rzeczy, chodzimy na zajęcia z yogi, na rajdy, niedługo będziemy mieć warsztaty społeczne, kuchnię społeczną”, czyli takie naprawdę przyjemne, fajne rzeczy, z których warto korzystać niezależnie od tego czy jest się osobą tęczową, czy jest się po prostu otwartym na różnorodność lub inność. Wolę słowo różnorodność, bo nie uważam, żebyśmy byli inni, mamy bardzo podobne potrzeby, bardzo podobne życie.
AS: A ja nie mam nic przeciwko słowu „inność”. To jest fajne, że każdy z nas jest inny, nie ma dwóch takich samych osób, bo gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, byłoby niezmiernie nudno. Marsz to jest forma o tyle łatwiejsza od spotkań, że w tłumie ludzie nabierają też trochę więcej odwagi do przyjścia, pokazania się. Mają też takie wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, bo jeśli jest 500 czy 1000 osób, to akurat ich nikt nie zobaczy, albo będą mogli powiedzieć, że byli tam jako osoby wspierające. Spotkania są już bardziej nakierunkowane na osoby, społeczność, a przez to dużo bardziej przypisywane do samego środowiska LGBTQ+, a w dzisiejszych czasach, przy ciągłej nagonce, w Marszach uczestniczy też dużo osób sojuszniczych. Trudniej też często osobom nieśmiałym przyjść na pierwsze spotkanie, bo nie znają ludzi, nie czują się pewnie, a w Marszu mogą pójść sobie z boku. Niektórzy nie uczestniczą nawet tak do końca w samym Marszu, tylko oswajają się, idąc równolegle z nim jakby szli na spacer. Przed Marszem robimy piknik, bo to dobra jest opcja zapoznania się dla ludzi, którzy nie mają z kim iść w Marszu, ale także czas sprawdzenia samego siebie, czy jestem w stanie, czy jestem gotowy przejść się w Marszu.
BB: Jesteśmy skansenem Europy Wschodniej. Wielu dziennikarzy spoza Polski kontaktowało się z nami, z uwagi między innymi na szum związany z tzw. strefami anty-LGBT i, kiedy próbowaliśmy im opisać tę konspiracyjną atmosferę, często dziwili się, że ten strach wokół Marszu dalej istnieje. Ciężko komuś spoza Polski wytłumaczyć jak ogromny jest to strach. Podobnym problemem jest próba wytłumaczenia osobom hetero jak to jest być częścią społeczności, która jest z każdej strony atakowana. Często ludzie nie potrafią tego zrozumieć i mówią: „No ale przecież możecie głosować. Możecie robić, co chcecie. Studiujecie na uczelniach. Macie pracę. O co chodzi?” Cały aspekt emocjonalny bez dłuższej rozmowy do ludzi w ogóle nie trafia. Nie mają pojęcia, jak to jest być nami. Czasami pytają i nie potrafią sobie tego wyobrazić. Trzeba to pokazywać przez analogię. „Wyobraź sobie, że pewnego dnia się budzisz i czytasz o sobie, że nie jesteś człowiekiem, że jesteś ideologią. Nie masz prawa wyjść na ulicę z osobą, którą kochasz. Nie masz prawa zamachać polską flagą, bo cię oplują albo będą chcieli palić tę flagę”. Trzeba odwoływać się do czegoś, co jest zrozumiałe, co jest jakąś wartością dla tych osób. To jest bardzo długi proces, żeby w ogóle dotrzeć do tego, żeby ludzie zrozumieli, że tak, w Polsce panuje ogromna homo-, bi- i trans-fobia.
AS: Szczególnie do osób, które nie zajmują się, nie interesują się na co dzień prawami człowieka, albo nawet są nastawieni, że jesteśmy zbyt roszczeniową grupą. Bardzo mi się podobał spot, który był w Irlandii, notabene też mocno konserwatywnym społeczeństwie, na temat referendum przeprowadzonego w sprawie małżeństw jednopłciowych, odwołujący się właśnie do emocji. Pewna osoba chodziła w nim od drzwi do drzwi, pytając każdego, czy pozwala jej wziąć ślub. Na końcu padła prośba do widzów, żeby wyobrazili sobie, że muszą zapytać każdego z ponad 5 milionów obywateli Irlandii, czy mogą wziąć ślub.
NW: Nie ukrywam, że Irlandia, jako kraj o podobnym nacisku na tradycję i religię, a mimo to podejmujący decyzję o wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych, daje trochę nadziei, jeśli chodzi o przyszłość polskiej społeczności. No właśnie, a rozmawiając o tym, co nasz czeka, to w tym roku planujecie coś więcej niż sam Marsz, prawda?
AS: Tak, w planach mamy cały Pride Week. Zachęcamy przede wszystkim do sprawdzania naszej strony, bo tam będą udostępniane dokładne plany, nad którymi oczywiście wciąż jeszcze pracujemy. Wiemy, że będziemy mieli pokaz filmowy o tematyce transpłciowości, trochę też o tym jak radzić sobie z coming outem. Spędzimy trochę czasu, robiąc wspólnie banery. Będziemy mieli spotkanie z rodzicem wpierającym dzieci LGBTQ+, bo to dalej w Polsce niestety bardzo nikły odsetek. Mamy nadzieję, że to spotkanie odbędzie się na takiej zasadzie, że to rodzice odważą się przyjść i porozmawiać.
BB: Planujemy też spotkania przed i po Marszu, co może być ważne dla części osób, które chcą poświętować dłużej. Pamiętajmy tylko, że afterparty może być płatne, z uwagi na to, że artyści potrzebują naszego wsparcia finansowego. Chcemy między innymi zorganizować kuchnię społeczną, która będzie wspólnym poczęstunkiem, nawet jeśli ktoś po prostu chce wejść, zjeść i wyjść. Wiemy już po pierwszym Marszu, że ludzie potrzebują takiego spotkania, poimprezowania i niebania się więcej.
AS: Na pewno będziemy chcieli pokazać naszą kulturę, która jest bardzo ważna, czyli kulturę dragu. Na Marsz i na After Party zaprosimy osoby queerowe, dragowe, żeby je promować. Pamiętajmy, że zamieszki Stonewall, ale też inne ważne wydarzenia w queerowej historii są głęboko osadzone w tej kulturze.
BB: Chcemy też połączyć kilka aspektów. Aspekt walki o nasze prawa, aspekt spędzania fajnie, towarzysko czasu, ale też aspekt edukacyjny. Tak jak Artur mówił, spotkanie przy filmie, spotkanie z rodzicem, ale też warsztaty WenDo, czyli warsztaty asertywności dla osób identyfikujących się jako dziewczyny. Chciałabym, żeby zapisało się ich przynajmniej 12. Te warsztaty są zorientowane na odzyskiwanie władczości, sprawczości i uczenie się obrony przed agresją, której niestety kobiety, cis i trans, doświadczają bardzo często i w różnych sytuacjach. Będziemy pracować nad swoimi emocjami, ale będziemy także uczyć się konkretnych technik samoobrony. To wszystko będzie darmowe, bo bardzo nam zależy na tym, żeby było dostępne dla wszystkich zainteresowanych. Wszystkie ogłoszenia będą dostępne na stronach Prowincji Równości i Odetchnij, jesteś u siebie.
Mega ważne jest to, że potrzebujemy was. Potrzebujemy wolontariuszy i wolontariuszek na Marsz. Będziemy robić dla nich specjalne szkolenie, żeby grupa się zintegrowała, ale też żeby wiedzieli, co robić podczas samego Marszu.
AS: Nikogo nie będziemy zmuszać do robienia rzeczy, które są poza jego strefą komfortu. Osoby nieśmiałej nie wystawimy jako frontmana. Zamiast tego, taka osoba będzie mogła pomóc pompować balony, ubrać platformę. Innym zadaniem może być animowanie całej imprezy, zachęcanie ludzi, integrowanie, także przydaliby się ludzie ze skillami w tym zakresie. Będziemy mieli nawet osobę malującą twarze. Niektórzy mają inne zdolności artystyczne, którymi chcieliby się wykazać.
BB: Na pierwszym Marszu mieliśmy makijażystkę, robiącą piękne, tęczowe makijaże. Można przygotować jakieś fajne kostiumy, przebrania, jeśli ktoś chce w ten sposób celebrować. Potrzebujemy banerów, znaczków, będziemy robić tymczasowe tatuaże, więc ktoś będzie musiał stać z gąbką i je aplikować.
AS: Będziemy rozdawać piny, wlepki. Oczywiście będziemy też potrzebowali pomocy z rozłożeniem i złożeniem miasteczka, przygotowaniem platformy. Nawet tak prosta niesienie flag, będzie potrzebowało wolontariuszy podczas Marszu. Co więcej, jeśli ktoś chce iść pod konkretną flagą, czy to osób niebinarnych, czy aseksualnych, to jesteśmy bardzo na to otwarci. Jesteśmy w stanie załatwić flagi dalszych literek LGBTQ+, jeśli tylko znajdą się osoby chętne do ich niesienia.
BB: Wszystkie osoby, które się do nas zgłoszą, będą przeszkolone. Będziemy mieli zajęcia integracyjne, które będą skierowane i do tych bardziej introwertycznych osób, potrzebujących więcej czasu, ale też tych, które chcą od razu działać. Mamy doświadczoną trenerkę i animatorkę, która wie, jak grupę zachęcić do działania i jak zaopiekować się różnymi osobami, także tymi, które po raz pierwszy będą pracować w większej grupie.
AS: Mogę też zdradzić, że mamy kontakty z grupami maszerującymi z całej Polski i półoficjalnie mogę już powiedzieć, że planujemy organizować obóz dla młodych aktywistów. Tylko proszę pamiętać, że „młody” niekoniecznie oznacza tutaj młody wiekiem, tylko dopiero wkraczający w świat aktywizmu.
BB: Fajne warsztaty, możliwość poznania nowych osób, integracja, każda z osób może wybrać sobie zadania, w których będzie się czuła najlepiej. Planujemy też taką małą imprezę, która będzie w zasadzie takim minikursem tańca dla par jednopłciowych. To też będzie fajne, bo będzie można w końcu zrobić to, do czego dużo osób tęskni, czyli po prostu sobie potańczyć razem. Przyjść ze swoją dziewczyną, chłopakiem i poczuć się totalnie niewidzialnym, zwyczajnym, a przy tym nauczyć się kilku kroków tanecznych, co też dla części osób może być ciekawe.
AS: Na pewno jesteśmy otwarci na wasz wkład, bo czasami młode osoby wpadają na pomysły, które nam nigdy nie przyszłyby do głowy, a urozmaicają doświadczenia podczas pikniku i Marszu.
BB: Realizujemy bardzo dużo działań i pomysłów, które wychodzą od naszych wolontariuszy. Nie trzeba nawet do nas specjalnie przychodzić, można też napisać do nas na Facebooku, Instagramie, albo stronie internetowej. Chociaż byłoby ekstra, gdybyście przyszli do nas na spotkanie. Wszystkie spotkania są otwarte. My spotykamy się przy Żeromskiego 36, zwykle raz na dwa tygodnie w czwartki o godzinie 17, ale wszystkie informacje zawsze są na naszych stronach.
AS: Jeśli ktoś jest chętny, mamy też do rozwieszania plakaty, czy to na temat Marszu, czy o spotkaniach Odetchnij, jesteś u siebie. Mamy w planach kolekcjonerską serię plakatów marszowych, które docelowo, po sześciu Marszach, utworzą tęczę. Jeśli ktoś chciałby taki plakat dostać, zapraszamy do Centrum Wolontariatu.
BB: Dla mnie jarające jest też to, że my, organizując te Marsze, tworzymy historię.
AS: Ważne jest też, że w tym roku Koalicja Miast Maszerujących będzie tworzyła podczas Marszu swój blok. Jeśli ktoś chce poznać osoby z całej Polski, które działają aktywnie, to wystarczy się do nas zgłosić.
NW: Rozmawialiśmy trochę wcześniej o pierwszym Marszu i o tym, jakie problemy pojawiły się w związku z próbami uzyskania patronatu prezydenta miasta.
AS: To dwie rzeczy. Pandemia wyniszczyła nas psychicznie, ale trzeba też pamiętać, że dla osób LGBTQ+ w regionie to był jeszcze cięższy okres z uwagi na zamieszanie z tzw. strefami wolnymi od LGBT i o tym jednak usłyszał świat. Byliśmy nawet w Brukseli, w Komisji Europejskiej, rozmawiać na ten temat, Dzięki temu, między innymi, mamy też patronat Komisji Europejskiej, której przedstawiciele przyjadą na piknik edukować i rozmawiać o prawach człowieka. Sytuacja bardzo się też poprawiła, jeśli chodzi o rozmowy z władzami miasta, odkąd częściowo zmienił się ich skład.
BB: Pierwszym sygnałem tych zmian był właśnie patronat nad naszym piknikiem i obecność dwójki wiceprezydentów na samym pikniku. Byliśmy tym bardzo pozytywnie zaskoczeni.
AS: Na pewno na Marsz zaprosimy wszystkich, prezydenta i wiceprezydentów. Mamy nadzieję, że powiedzą coś od siebie. Bardzo cieszymy się z tego patronatu. Dużo daje świadomość, że nie będziemy musieli się martwić o kolejne zakazy i procesy. Patronaty Komisji i Prezydenta dodają też Marszowi powagi w oczach policji. Podczas pierwszego Marszu mieliśmy też przykry incydent, jedną osobę zatrzymaną za orła na tęczowym tle, natomiast sprawa zakończyła się odszkodowaniem za nielegalne zatrzymanie.
BB: W tym zalewie beznadziei warto też podkreślić, że mamy wsparcie różnych kawiarni i barów, które przyjmują nas z otwartymi ramionami, wsparcie polityków i to jest naprawdę super. Coraz więcej osób pokazuje swoje wsparcie dla nas jako coś zwyczajnego, oczywistego. Bo tak naprawdę okazują wsparcie dla ludzi z naszego miasta, ludzi, którzy robią super rzeczy, którzy są naszymi przyjaciółmi, albo po prostu ludźmi, których mijamy na ulicy. Do tego dążymy, żeby kiedyś to wszystko było takie zwyczajne, oczywiste, dla wszystkich.
Obecnie w oficjalnym planie na Pride Week znajdują się:
5 lipca o godzinie 15:00 na kieleckim Rynku Spotkanie z mamą, czyli rozmowa z rodzicem działającym w Stowarzyszeniu Prowincja Równości.
7 lipca o 17:00 w Regionalnym Centrum Wolontariatu spotkanie integracyjne Zróbmy sobie baner.
8 lipca o 17:00 w Kieleckim Centrum Kultury pokaz filmu Po Prostu Charlie (2017) i dyskusja na związane z nim tematy, a o godzinie 21:30 Before Party w Klubokawiarni Komitet.
9 lipca o 11:00 przy Muszli w Parku Miejskim Tęczowy Piknik Europejski, o 14:00 spod Muszli rusza II Marsz Równości, a o 20:00 After Party w Czerwonym Fortepianie.
Michał On 16 czerwca 2022 at 16:06
Fajne, pozdrawiam serdecznie